Komentarz Emilii Walczak, przewodniczącej koła bydgoskiego Zielonych 2004, zamieszczony w „Expressie Bydgoskim” dnia 27 października 2010 („Spojrzenie z bydgoskiej lewej strony”, s. 4):
Nie trzeba być ekspertem, aby wiedzieć, że po pierwsze, odpadliśmy z rywalizacji o tytuł ESK 2016 dlatego, że do konkursu przystąpiliśmy za późno. Poza tym w atmosferze zawiści wynikającej z odwiecznych animozji bydgosko-toruńskich, dla mnie całkiem niezrozumiałych. Ostatecznie konflikt nie przysłużył się ani nam, ani Toruniowi.
Po drugie, jeśli kulturę potraktujemy jako pewnego rodzaju „nadbudowę”, czyli szeroką ofertę kulturalną, w której możemy dowolnie przebierać i wybierać, niezbędna jest też solidna „baza”, czyli odpowiednie, atrakcyjne warunki dla „klasy kreatywnej”: artystów, animatorów kultury, wykładowców akademickich, architektów zbiorowej świadomości. Te warunki muszą być zapewnione w pierwszej kolejności przez włodarzy miasta, którzy powinni robić wszystko, aby uczynić miasto tolerancyjnym, otwartym na wszelkiego rodzaju nowości, na „inność” czy ekscentryczność. Różnorodność jest bowiem jednym z podstawowych gwarantów rozwoju współczesnych miast, w tym przede wszystkim rozwoju kulturalnego. Polityka kulturalna miasta powinna być oparta na demokracji i egalitaryzmie; równym dostępie do współtworzenia kultury i jej odbioru. Tu brawo za „pospolite ruszenie” bydgoszczan do prac przy przygotowywaniu aplikacji, a decydentom dzięki za konsultacje społeczne.
Jednakże pamiętajmy przy tym, że oferta kulturalna miasta nie powinna być nigdy zależna od gustów aktualnie rządzących, podlegać cenzurze ani służyć celom politycznym - tymczasem decyzja o przystąpieniu do konkursu zapadła prawie że tuż przed wyborami nowego prezydenta Bydgoszczy. Jest w tym wszystkim jakiś zgrzyt, jakbyśmy chcieli, a nie mogli. Myślę jednak, że jeśli będziemy mieli w głowach słowa-klucze, jak „równość” i „różnorodność”, jeśli będziemy współdziałać, a nie niezdrowo konkurować o granty na działalność kulturalną, to potencjału wyzwolonego w trakcie walki o tytuł ESK 2016 nie zaprzepaścimy.
Po drugie, jeśli kulturę potraktujemy jako pewnego rodzaju „nadbudowę”, czyli szeroką ofertę kulturalną, w której możemy dowolnie przebierać i wybierać, niezbędna jest też solidna „baza”, czyli odpowiednie, atrakcyjne warunki dla „klasy kreatywnej”: artystów, animatorów kultury, wykładowców akademickich, architektów zbiorowej świadomości. Te warunki muszą być zapewnione w pierwszej kolejności przez włodarzy miasta, którzy powinni robić wszystko, aby uczynić miasto tolerancyjnym, otwartym na wszelkiego rodzaju nowości, na „inność” czy ekscentryczność. Różnorodność jest bowiem jednym z podstawowych gwarantów rozwoju współczesnych miast, w tym przede wszystkim rozwoju kulturalnego. Polityka kulturalna miasta powinna być oparta na demokracji i egalitaryzmie; równym dostępie do współtworzenia kultury i jej odbioru. Tu brawo za „pospolite ruszenie” bydgoszczan do prac przy przygotowywaniu aplikacji, a decydentom dzięki za konsultacje społeczne.
Jednakże pamiętajmy przy tym, że oferta kulturalna miasta nie powinna być nigdy zależna od gustów aktualnie rządzących, podlegać cenzurze ani służyć celom politycznym - tymczasem decyzja o przystąpieniu do konkursu zapadła prawie że tuż przed wyborami nowego prezydenta Bydgoszczy. Jest w tym wszystkim jakiś zgrzyt, jakbyśmy chcieli, a nie mogli. Myślę jednak, że jeśli będziemy mieli w głowach słowa-klucze, jak „równość” i „różnorodność”, jeśli będziemy współdziałać, a nie niezdrowo konkurować o granty na działalność kulturalną, to potencjału wyzwolonego w trakcie walki o tytuł ESK 2016 nie zaprzepaścimy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze publikowane pod wpisami na blogu nie odzwierciedlają opinii Zielonych 2004 i są tylko prywatnymi opiniami ich autorek i autorów.