Podczas gdy w 2009 roku instaluje się w Bydgoszczy jedną trzecią kamer miejskiego systemu wideomonitoringu, wykrywalność „zdarzeń” w analogicznym czasie spada o 12%. Czy rzeczywiście monitoring jest najlepszym sposobem na zapewnienie bezpieczeństwa mieszkankom i mieszkańcom? Czy warto inwestować pieniądze w rozbudowę systemu inwigilacji obywatelek i obywateli, skoro okazuje się on nieskuteczny?
Ludzie, którzy dla tymczasowego bezpieczeństwa
rezygnują z podstawowej wolności, nie zasługują
ani na bezpieczeństwo, ani na wolność
Benjamin Franklin
W ciągu ostatnich pięciu lat na bydgoski system wideomonitoringu wydano już ponad 4,5 mln złotych, przy czym z roku na roku na system ten przeznacza się coraz więcej środków – w związku z rozbudową systemu oraz eksploatacją coraz większej liczby kamer. W zeszłym roku sama eksploatacja kosztowała prawie 190 tys. zł (dodatkowe 570 tys. zł przeznaczono na rozbudowę), podczas gdy w roku bieżącym wydatek ten – wiemy to już teraz – na pewno przekroczy 200 tys. zł. To bardzo dużo, mając na uwadze, że na system składa się tylko 88 kamer.
Jaka jest korzyść z tych wydatków? Chciałoby się odpowiedzieć – bezpieczeństwo! Otóż nie. I zdaje sobie sprawę z tego także Urząd Miasta, który w swoim sprawozdaniu nt. stanu rozbudowy i funkcjonowania monitoringu wizyjnego w mieście, nie stwierdza, że celem monitoringu jest zwiększenie bezpieczeństwa, a jedynie zwiększenie „poczucia bezpieczeństwa”. Zrobienie wrażenia, a nie rzeczywista zmiana.
Rada Miasta Bydgoszczy będzie w środę głosować nad przyjęciem tego sprawozdania. Możemy w nim przeczytać także m.in. jakiego rodzaju „zdarzenia” były najczęściej wykrywane w zeszłym roku dzięki miejskim kamerom – są to, kolejno:
a) nieprawidłowe parkowanie – 2280 razy;
b) spożywanie alkoholu w miejscach zabronionych – 1194 razy (nie mylić z kategorią „osoby nietrzeźwe” – 557 razy);
c) inne zdarzenia – 793 razy.
W porównaniu z poważniejszymi zagrożeniami – włamaniami do obiektów (3) i pojazdów (0), pobiciami i rozbojami (74), kradzieżami (9), czy dewastacjami mienia (35) – statystyka wypada blado. Dane te skłaniają do zastanowienia się nad skutecznością i sensownością zwiększania bezpieczeństwa (lub „poczucia bezpieczeństwa”) poprzez instalowanie nowych kamer. Poza inwigilacją przypadkowych pieszych, niewiele z tego systemu wynika. Istnieją skuteczniejsze sposoby zwiększania bezpieczeństwa w mieście.
Nie każda modernizacja jest dobra, nie każda nowoczesność wpływa na poprawę jakości życia. Ślepe podążanie za tym co nowe i efektowne, bez analizy zalet i wad danego rozwiązania, bez przemyślenia skutków i skuteczności, jest drogą donikąd, a nie innowacją.
Zamontować kamerę i powiedzieć, że od teraz będzie w mieście bezpieczniej jest łatwo. Nieco trudniej podjąć rzeczywiste kroki w kierunku poprawy bezpieczeństwa. Włączanie do życia społecznego grup wykluczanych, oświetlanie i dbanie o czystość ulic, wpływanie na zmniejszenie biedy oraz zacieranie różnic między bogatymi a ubogimi to elementy wpływania nie tylko na bezpieczeństwo. To także podnoszenie standardu życia mieszkanek i mieszkańców, tworzenie miasta otwartego i egalitarnego, w którym na bezpieczeństwo mogą liczyć wszyscy, nie tylko bogaci właściciele domków jednorodzinnych wybudowanych w zamkniętych osiedlach.
Zieloni proponują i oczekują skutecznej, kompleksowej polityki – każda decyzja i każde działanie władz mogą mieć wpływ na różne dziedziny życia mieszkanek i mieszkańców. Warto się nad nimi zastanowić, żeby dokonać właściwego wyboru. Także w kwestii miejskiego monitoringu – nie tak skutecznego, jak mogłoby się wydawać.
Paweł Fischer-Kotowski, przewodniczący koła bydgoskiego Zielonych 2004
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze publikowane pod wpisami na blogu nie odzwierciedlają opinii Zielonych 2004 i są tylko prywatnymi opiniami ich autorek i autorów.