poniedziałek, 31 stycznia 2011

Polowanie na czarownice: wieszają psy. Felieton przewrotny

Ostatnio zauważyłam u siebie takie, powiedzmy, zjawisko. Szybko nadmienię, iż słowo „zjawisko” odnajduję tu jako najbardziej adekwatne do zaistniałej sytuacji - chciałam z początku napisać „prawidłowość”, lecz nie wiem, czy nie mam w tym miejscu do czynienia raczej z pewną nieprawidłowością; aberracją, zwyrodnieniem. A chodzi o przyczepność. A raczej jej brak, tudzież postępujący zanik, objawiający się na dwu płaszczyznach (choć, przyznam, tu również nie mogę mieć żadnej pewności co do tego, czy nie chodzi raczej o jakąś równię pochyłą, w niewiadomym kierunku pochyloną, niżeli płaszczyznę horyzontalną, jaką P.T. Czytelnik miał zapewne przed chwilą przed oczami). Znaczne osłabienie przyczepności na płaszczyźnie (równi pochyłej) fizycznej, jakiego ostatnio boleśnie doświadczam, skutkuje u mnie tym, że dość często się przewracam, także w miejscach publicznych - co, zdaje się, zamortyzowało w końcu tezę wygłaszaną od lat przez rodzinę i znajomych: o moim niezrównoważeniu. To rzutuje, te fizyczne przewrotki, na płaszczyznę (równię; nie mylić z równowagą) psychiczną. A może raczej psychologiczną. Summa summarum, zmagać przyszło mi się ostatnio z własną psychofizyczną przewrotnością, poprzedzoną słabą przyczepnością. Nieczepianie się na płaszczyźnie (równi; bla, bla) psychologicznej zastąpione zostało u mnie znienacka zjawiskiem wtykania szpilek w najbardziej newralgiczne punkty sumienia moich adwersarzy (w przypadku odrzucających tezę o istnieniu wewnętrznego głosu nawołującego do zwykłej ludzkiej przyzwoitości, szpilki wtykam pomiędzy ich zwoje mózgowe, jeśli tylko uda mi się je odnaleźć). Zatem zaznaczam raz jeszcze, dla jasności sytuacji: nie czepiam się, bynajmniej. Próbuję zaledwie akupunktury - która i tak nie stanowi pełnoprawnej metody leczniczej, więc zapewne na niewiele zdadzą się te moje tu próby uzdrowienia sytuacji, związanej z...

No właśnie. Cała sprawa może wydać się dość śmierdząca. Przy czym źródło brzydkich zapachów jest zupełnie gdzie indziej, niż się wszystkim może zdawać. A zdawać się może, bo ktoś z góry wielkim palcem wskazał winnego, wroga. Według Wielkiego Palca winne i wrogie są psy. No i walka z psimi kupami na całej linii trwa. Ale polega ona głównie na zrzędzeniu, czepianiu się: śnieg stopniał i wyszły na wierzch bogate pokłady kup; to nie psy, to świnie, a fe. I: co za okropni niesprzątający po swoich czworonogach właściciele; to nie ludzie, to wilki, tfu, tfu. A ja widzę na ulicy, zaraz gdy wyjdę z domu, także opakowania po chipsach, sporych gabarytów części samochodowe, jak przedni zderzak czy reflektor, pozostałości po sylwestrowych fajerwerkach, choć już luty za progiem, jakieś szmaty, butelki, zużyte prezerwatywy. Nie, nie mieszkam na wysypisku śmieci, przynajmniej nie w ścisłym znaczeniu tych słów. A więc: czy tylko sprawa kup wyszła na wierzch spod śniegu? No, chyba nie. Tyle że zamiast sięgnąć do faktycznego źródła problemu, czyli braku kultury osobistej naszego społeczeństwa (że tak to szumnie określę) i do słabej jego edukacji w kierunku ekologicznym, projektanci opinii publicznej polują na czarownice. Zamiast wetknąć szpilkę w sumienie społeczeństwa, czepiają się psiego ogona. Ja radzę: plwajmy na tę skorupę kup i zstąpmy do głębi problemu. Jasne, że niesprzątanie po psach jest be, ale śmiecenie też - a o tym się nie trąbi. Potraktujmy sprawę ogólniej, żeby nie rzec: całościowo, kompleksowo.

Mój pies w trakcie spacerów ostatnio strasznie się stresuje, bo mijający nas przechodnie spoglądają w naszym kierunku spode łba, jako na źródło wszelkiego zła, epidemii AH1N1 oraz dziury ozonowej. Głowę dam, że gdyby projektanci opinii publicznej uczynili propagandową akcję skierowaną przeciwko, na przykład, gumom do żucia poprzylepianym do chodników, tak samo spode łba patrzono by na żujących gumę w miejscach publicznych. Etc., etc. Istna psychoza strachu.

Że tak już dosadnie na koniec to określę: Wielki Palec zaczął od pupy strony. W dodatku psiej. A psy są tu akurat Bogu ducha winne.

Emilia Walczak, przewodnicząca koła bydgoskiego Zielonych 2004

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze publikowane pod wpisami na blogu nie odzwierciedlają opinii Zielonych 2004 i są tylko prywatnymi opiniami ich autorek i autorów.