W marcu 2009 roku blisko 6 tysięcy polskich 15-latków(ek) wzięło udział w przeprowadzanych z inicjatywy Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (Organization for Economic Cooperation and Development, OECD) w badaniach Międzynarodowej Oceny Umiejętności Uczniów (Programme for International Student Assesment, PISA). Badania te przeprowadzane są co trzy lata (pierwszy raz w 2000 roku), a ich zadaniem jest ocenia umiejętności uczniów i uczennic poszczególnych krajów w zakresie matematyki, nauk przyrodniczych i czytania. Z opublikowanych w grudniu ubiegłego roku wyników (a zaprezentowanych oficjalnie, w kancelarii premiera Tuska kilka dni temu) wyłania się niezwykle pozytywny wizerunek ucznia/uczennicy polskiego gimnazjum, szczególnie jeżeli chodzi o umiejętności czytania. Polska młodzież czyta ze zrozumieniem, potrafi pracować z tekstem i wynajdywać w nim oraz wykorzystywać odpowiednie informacje, radzi sobie z interpretowaniem i argumentowaniem odpowiedzi na pytania dotyczące tekstu. Te umiejętności są na tak wysokim poziomie, że wśród krajów Unii Europejskiej Polska uplasowała się na piątym miejscu (po Finlandii Holandii, Belgii i Estonii). Jednocześnie w porównaniu z pierwszymi badaniami PISA, przeprowadzonymi w 2000 roku, poziom umiejętności związanych zarówno z czytaniem, jak i z naukami przyrodniczymi i matematyką (z tym że poziom umiejętności matematycznych nie zmienił się w ogóle w porównaniu z badaniami z 2006 roku) zwiększył się najbardziej spośród wszystkich krajów należących do OECD. W uznaniu tak dużego postępu postanowiono przedstawić oficjalne wyniki badań z 2009 roku właśnie w Polsce. Ta uroczysta prezentacja danych i wniosków płynących z badań była pretekstem do wykazania i podkreślenia, że, jak to pięknie ujął premier Donald Tusk: „mądre decyzje (na palcach jednej ręki można by było policzyć…), żarliwe podejście do edukacji (to jakiś żart?!) i inwestycje przynoszą efekty (choćby po wyposażeniu szkolnych sal, pracowni i bibliotek, a szczególnie po wynagrodzeniach nauczycieli i nauczycielek, jak i generalnie po funkcjonowaniu polskiego systemu oświaty widać te inwestycje…)”.
W kontekście osiągnięć polskich uczniów i uczennic w badaniach PISA i przechwałek premiera Tuska bardzo ciekawie prezentują się opublikowane w tym tygodniu wyniki przeprowadzonych w listopadzie ubiegłego roku badań Pracowni Badań Czytelnictwa BN we współpracy z TNS OBOP, dotyczących czytelnictwa polskiego społeczeństwa. Wyniki są… druzgocące. Wynika z nich, że 56% Polaków i Polek przez cały zeszły rok nie miało kontaktu z książką (choć częściej po książki sięgają kobiety, bo „aż” 50%, wśród mężczyzn tylko 38%). 46% badanych przyznało, że w przeciągu ostatniego miesiąca nie miało do czynienia z tekstem dłuższym niż 3 strony maszynopisu lub 3 ekrany komputera. Tylko 2% badanych korzystało ze słownika… Najsmutniejsze jest to, że statystyki te dotyczą Polek i Polaków w każdym wieku, z każdym poziomem wykształcenia, pochodzących z dużych miast i ze wsi… Książek nie czyta więc młodzież w szkołach (nawet obowiązkowych lektur, ba! Nawet streszczeń!), nie czytają studenci (co nie jest nawet niepokojące, ale autentycznie przerażające!), nie czytają też osoby z wyższym wykształceniem (czyli po uzyskaniu stosownego papierka nie czują potrzeby dalszego rozwijania się i choćby śledzenia najnowszych ustaleń dziedziny czy nauki, w której się „specjalizują”)…
Czyli czytamy ze zrozumieniem, ale… nie czytamy. Dlaczego? Przede wszystkim polska szkoła nie uczy czytania książek. Przy wszelkich testach sprawdzających umiejętności czytania (jak PISA, czy matura z języka polskiego) pracuje się na krótkich tekstach lub fragmentach dłuższych prac. Uczeń/uczennica ma maksymalnie 3-4 stron tekstu, w którym musi wyszukać określone informacje, opcjonalnie je przetworzyć i zinterpretować. Po drugie – uczniowie i uczennice przygotowywani są właśnie „pod testy”. Są przyzwyczajeni do wyszukiwania słów wytrychów, pewnych kluczy, schematów. Szkoła nie uczy kultury czytania, nie tłumaczy dlaczego czytanie dłuższych tekstów (i to w taki sposób, żeby lekturę kontemplować, a nie nerwowo skakać po akapitach w poszukiwaniu słów kluczy) jest ważne, co nam daje, w jaki sposób może rozwijać nasze słownictwo, zainteresowania. Polska szkoła w tym „uczeniu pod test” zabrnęła już tak daleko, że (mniej lub bardziej wprost) przekonuje uczniów i uczennice, że nawet nie tyle nie trzeba czytać całych lektur, co nawet nie warto tego robić! Bo często znajomość szerszego kontekstu i całego tekstu, którego skromny fragment dany jest na maturze do zinterpretowania, może absolutnie zaszkodzić. Oddalić od modelu odpowiedzi, od wyciągnięcia wszystkiego tylko z tych kilkudziesięciu (czasem wyjętych z kontekstu) zdań. Szkoła nie wyrabia też nawyku czytania. Skoro blisko połowa Polaków i Polek deklaruje, że w ciągu miesiąca nie miała kontaktu z dłuższym niż 3 strony tekstem, oznacza to, że polska młodzież nie czyta nawet streszczeń lektur (ciężko jest mi sobie wyobrazić streszczenie „Lalki” czy „Potopu” na 2 strony…), a poza szkołą czy po zakończeniu edukacji nie szuka nawet takich tekstów, do których jest przyzwyczajona (czyli tych „testowych”, które mają mniej więcej 3 strony).
Powinniśmy absolutnie być dumni z wyników badań PISA, z postępów jakie udało nam się według tych badań osiągnąć w ostatnich latach. Natomiast powinniśmy dostrzec, że praca z krótkim tekstem to nie wszystko. Skąd mamy wiedzieć czy rzeczywiście umiemy czytać, skoro nie czytamy książek? Praca 3-stronnicowymi tekstami powinna pomóc nam w zdobyciu narzędzi, które wytwarzamy po to, aby móc czytać książki właśnie. Czytanie krótkich tekstów nie jest zatem celem, a jedynie środkiem jeżeli chodzi o naukę czytania. Skoro mamy już te narzędzia – wystarczy „tylko” nauczyć się z nich korzystać, co myślę uznane może zostać za mądrą decyzję, żarliwe podejście do edukacji i inwestycję przynoszącą efekty.
Marta Megger
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze publikowane pod wpisami na blogu nie odzwierciedlają opinii Zielonych 2004 i są tylko prywatnymi opiniami ich autorek i autorów.